Bezmierna niewymierność:
2007 r. (fragment)

Bezmiaru nie da się wyczerpać ani ogarnąć jego bogactwa. Można jedynie doświadczać w nim niemożliwości. Doznawać jej w tym sensie, że stale kwestionuje się możliwość różnorakich możliwości – odnalezienia siebie w zagubieniu, uwolnienia z lęku przed niczym, wyjścia z metafizycznego bez-sensu.
Pozostaje uparcie trwać, zawierzywszy sensowności zasady kontemplacji i wyrzeczenia. Kontemplacji tworzonych zwidów i mistyfikacji oraz wyrzeczenia się nadziei na odnalezienie w wielości możliwych – własnej przestrzeni. Wiem już, że moją przestrzenią nie jest żaden z kosmosów, ani nieosiągalny mikro-, ani nieogarniony makro-. Nie jest też nią którakolwiek z wykreowanych przeze mnie symulacji, utrwalanych w postaci ciągle innych wizerunków odnalezionych czy wymyślonych konstrukcji przestrzennych oraz aranżowanych z nich instalacji.
I to stale dręczące mnie pytanie: Czym jest przestrzeń? Czy aby nie nicością? A jeśli tak, to musi być zaprzeczeniem bytu. Co w takim razie ją wyznacza, kawałkując i ograniczając? Coś, co kiedy zostanie usunięte, pozostawia po sobie pustkę – gotową na ewokowanie wszelakiego czegoś.
Dlaczego jest raczej coś niż nic? – pytał Filozof. Dlaczego jednak bez nic w ogóle nie jest w stanie istnieć coś? – można by odpowiedzieć pytaniem.
Płynąc w bezforemności awymiarowej i bezmiernej przywołuję oderwane zaklęcia pozaprzestrzenne. Splata się w nich tesserakt z torusem, a krawędzie luster przecinają zwodnicze horyzonty.
Własną dookolność zapełniam wygenerowanymi z najprostszej figury jej przekrojami i rzutami, ale też cieniami trudnych do ustalenia wymiarów. Rama zakreślonej w ten sposób przestrzeni ciągle zmienia swój kształt i... raz po raz pęka. Kiedy to następuje wymykają się z niej nowe możliwości, choć może raczej ich obietnice. Zbiór prowokowanych zdarzeń i wytwarzanych rzeczy rozrasta się niepomiernie. W miarę przybywania obiektów i mnożenia się ich efemerycznych zaistnień tracę wiarę w regularność wywoływanych przeze mnie procesów, stale powątpiewając w stabilność budowanych struktur.
Kiedy patrzę na to wszystko, co powstało dotąd, z trudem odnajduję logiczną ciągłość stwarzanych faktów. Choć zdarzało mi się projektować bezwymiarowe ekspozycje w postaci linii złożonej ze spójnych formalnie odcinków, całość „Bezwymiaru iluzji” jawi się jako zdeklarowana nieliniowość, samoistnie rysująca swoje ciągi dalsze w sposób wysoce niejasny. Moja jej świadomość wydaje się być na zewnątrz mnie. Nie znaczy to, że odnajduję w sobie zgodę na chaos, ciągle wierząc, że mondrianowsko-malewiczowska konwencja, z wpisaną w nią ekspresją prostych figur geometrycznych, pozwala na drodze gry zredukowanymi do maksimum modelami nieograniczenie rozbudzać wyobraźnię, będąc niezmiennie podatną na wciąż nowe interpretacje.
W taki to sposób - ciągle niejasno - rysuje się przestrzeń we mnie i poza mną: moja wirtualna pozaprzestrzeń; z wszelkimi próbami jej otwierania i zamykania, z nieuchronnością zapadania się w nią.

Jerzy Olek: Umożliwianie niemożliwemu, Wrocław, 2007.

All right reserved by Jerzy Olek | mapa strony