Fotografia oka i kamery:
1988 r. (fragment)

Od swoich narodzin egzystuje fotografia w strefie pośredniej: między próbami obiektywizacji i indywidualizmem twórcy, między relacją i interpretacją, między zależnością i swobodą. Przy czym zależność rozumieć tu należy jako uwarunkowanie techniką, swobodę zaś – jako niezaspokojoną ciekawość umysłu. Te przeciwstawne determinacje wikłają fotografię w podwójne zależności, powodując, że jako obraz stanowi ona wypadkową przeciwieństw: twórczej wolności i aparaturowo-technologicznej konieczności.
W odczuciu społecznym fotografia uchodzi za neutralny dokument, dokument wiarygodny tym bardziej, że robiony zimną, beznamiętną maszyną. Gdy jednak owej maszynie przyjrzeć się bardziej wnikliwie, okaże się, że ten obrazorodny mechanizm nie tylko, że nie jest obojętny, on także nie bywa niewinny. Uświadamiają to sobie co dociekliwsi artyści, choć twierdzą to również filozofowie, uważając, że kamera wcale nie jest martwym narzędziem, w pełni poddanym woli fotografa. To proste – w podstawowej swej funkcji – urządzenie wykazuje pewne oznaki podmiotowości. Jeśli zgodzić się z poglądami Viléma Flussera, który uważa, że zamierzeniem programu aparatu jest zakodować zawarte w nim właściwości w obraz 26/, można dojść do wniosku, iż zespół: człowiek – kamera w żadnym razie nie jawi się jako związek działający na zasadzie całkowitego podporządkowania przedmiotu (kamery) podmiotowi (fotografowi). Ów związek okazuje się być bardziej partnerski, niż na ogół się uważa, jako że jego sygnatariuszami są jakby dwa podmioty, czy raczej podmiot i przedmiot w pewnej mierze upodmiotowiony.
W dalszej części swoich rozważań Flusser konstatuje: fotografie, jak wszystkie obrazy techniczne, to pojęcia, które zostały przekodowane w sytuacje, pojęcia widoczne zarówno w zamierzeniach fotografa, jak i w programie aparatu fotograficznego. (...) Fotograf koduje swe koncepcje „w” i „poprzez” fotografie, które następnie informują innych, służą im za modele i sprawiają, że fotograf staje się nieśmiertelny w pamięci innych. Aparat fotograficzny koduje koncepcje zawarte w swym programie „w” i „poprzez” fotografie, które następnie mają zaprogramować społeczeństwo tak, aby stało się mechanizmem sprzężenia zwrotnego, który ma służyć dalszemu ulepszaniu programu. Tak więc typowy obraz fotograficzny jest dziełem człowieka i – w stopniu niemożliwym do zlekceważenia – aparatu, czyli pochodną oka i kamery.
Kiedy o fotografii mówimy jako o wartościowej twórczości, ważne jest, by oko było szczególnie chłonne i wrażliwe oraz aby widziało oryginalnie, chociaż nie mniej ważne jest to, by posługujący się kamerą artysta równie dobrze znał tajniki odwzorowywania widoków świata zawarte w jego aparacie, a także rygory fotochemicznego procesu (w istotny sposób wpływające na kształt ostatecznego efektu wizualnego). Można by zatem zaryzykować twierdzenie, że kamera jest współkreatorem obrazu, stąd jego twórca musi zdawać sobie sprawę z tego, jak współkształtuje ona obraz (o ile rezultaty wyzwalanego przez człowieka procesu twórczego mają być uznawane za w pełni świadome wypowiedzi).

Jerzy Olek, Fotografia oka i kamery, „Projekt”, nr 3.1988 r.

All right reserved by Jerzy Olek | mapa strony