Sztuka w świecie szablonów:
1977 r. (fragment)

Niewątpliwym wyróżnikiem współczesnej sztuki jest przewrotne szukanie inspiracji i przekorne czerpanie przez awangardowych artystów z tego, czemu człowiek kultury masowej bezskutecznie stara się przeciwstawić. Mianowicie, powielanym przez mass-media i utwalanym w naszej świadomości – dzięki automatyzmowi psychicznemu – utartym wzorcom i „wypróbowanym” modelom postępowania oraz kolportowanym przez środki powszechnego komunikowania kliszom wizualnym; słowem, wszelkiego rodzaju cywilizacyjno-kulturowym szablonom. A zatem odpowiedzią twórców na zalew „obowiązujących” mass-mana matryc mentalnych i wszechwładne ich panowanie nie jest – naturalna zdawałoby się w takich przypadkach – buntownicza kontestacja, a – kto wie czy nie skuteczniejsza w efekcie – pozorna akceptacja. Pozorna, gdyż sprowadzająca się do takiego posługiwania się i manipulowania ogólnie znanymi znakami i symbolami, by końcowy wynik tych zabiegów dawał w sposób jednoznaczny świadectwo ich roli – ujednolicającej zarówno społeczną świadomość, jak i reakcje indywidualne.
Oczywiście niesione przez epokę technicznej reprodukcji – za przyczyną rewolucji przemysłowej – seryjnie wytwarzane szablony związane są z wieloma czynnikami. Bo i z agresywnością telewizji, i z potęgą komercjalnego kina, i ze sztampą fotografii prasowej, i z trywialnością agencyjnych informacji, i z krzykliwym reklamowym komunikatem. Ich korzeni szukać jednak należy w uniformizacji życia społecznego i unifikacji wszelkiej produkcji, w tym kulturalnej także. Z opozycji więc poniekąd do nich, i w ogóle całej mechaniczno-elektronicznej reprezentacji wizualnej precyzyjnie sterowanego świata, dokonują artyści bądź to dyskredytacji rozprzestrzenianych przez środki masowego przekazu komunałów, bądź też wielorakich podważeń mitu wiarygodności „dokumentów”, rozpowszechnianych na szeroką skalę przez nowoczesne techniki obrazowania. Przy czym podważają oni na ogół nie zawartość treściową tych czy innych komunikatów, a przyjmowany a priori obiektywizm stosowanych do ich transmisji przekaźników.
Znamienne, że wielu czerpiących z doświadczeń konceptualizmu przedstawicieli racjonalnej sztuki: twórców-technologów i twórców-metodologów pracujących w swoich małych laboratoriach metasztuki, w głównej mierze zajmuje właśnie analizowanie i ujawnianie specyficznych cech poszczególnych mediów – czy to o rodowodzie mechanicznym, czy elektronicznym. Zwłaszcza zaś badanie charakterystycznej dla środków przekazu antynomii, polegającej na jednoczesnej wierności i zakłamywaniu przekazywanych za ich pośrednictwem wycinkowych obrazów rzeczywistości. Świadomie posługując się pozostającymi w obiegu społecznym stereotypami myślowymi i banalnymi skojarzeniami, budują z nich inne zupełnie jakości. Z radykalnych destrukcji zastanych konwencji i burzenia modnych stylizacji rodzą się więc dzięki temu – bazujące na odmiennym, niż dotychczas stosowane, kontekście – nowe dla sztuki wartości, z czasem również stające się... dyrektywą, jeszcze jednym dziełem-ideą lub przedmiotem-dziełem do wielorakiego naśladowania.
Nic dziwnego więc, że nowatorzy – stale uciekając od automanieryzmu, powtarzanych w nieskończoność multireplik wcześniejszych prac i pseudowariacji na temat retro-dzieł – niechętni są wszelkim wzorcotwórczym obiektywizacjom, słusznie wychodząc z założenia, że każda realizacja jest epigońska w stosunku do myśli, że zatem jakakolwiek materializacja artystycznej idei, dając początek następnej formalizacji, nieuchronnie prowadzi autonomiczny twór intelektu ze zbioru „sztuka” do zbioru „historia sztuki”. Stąd i ciągła aktualność hasła: „sztuka umarła – niech żyje sztuka!”. I to aktualność niezbywalna – o ile rzecz jasna zgodzić się z tezą, że sztuka immanentnie sama siebie uzasadnia.

Stany graniczne fotografii, katalog, Okręg Śląski ZPAF, Katowice, 11–13.03.1977 r.

All right reserved by Jerzy Olek | mapa strony