Znaczący i znaczeni fotografią:
1976 r. (fragment)

Fotografia stworzyła – w wizualnym pejzażu współczesnej cywilizacji – autonomiczną, niezbywalną realność w istniejącej realności. Mało tego, nieustannie wypełnia środowisko człowieka, przenika go i nasyca, homogenizuje odczucia i reakcje, zmienia wzory jego dotychczasowej percepcji świata. Z czasem, osaczony zdjęciami, zaczyna zyskiwać z kreowanym przez siebie fotośrodowiskiem tożsamość. Staje się tym, na co bez przerwy patrzy – multifotografią. Tak więc fotografia, będąc wyjątkowo sprawnym i wnikliwym „przedłużeniem” zmysłu wzroku, eliminując tym samym czynnik czasu i przestrzeni ze związków między ludźmi, zabija w nas zarazem autentyzm przeżycia, budując monotonne, sztuczne środowisko, w którym ujednoliceniu ulegają wszystkie elementy składowe owej bezładnej mozaiki, i to niezależnie od tego, czy są doniosłe, czy zupełnie błahe.
Ale jednocześnie fotografia jest obrazem i współczesnym językiem; zastępującą zapis werbalny mową obrazków. To z jej pomocą poznajemy niemal wszystko co się wokół nas, w globalnej wiosce – możliwej dzięki satelitom telekomunikacyjnym, urządzeniom typu telefoto, telewizji i magnetowidom dzieje. Dzięki niej znamy czołowych polityków, gwiazdy ekranu, wielkich sportowców i młodzieżowych idoli; znamy z widzenia. Ona pozwala zobaczyć drugą stronę księżyca i wniknąć w głąb tkanki neuronów. Ona stanowi dla nas okno na świat, ale i magiczną pamiątkę, trwały wizerunek, jawiący się mimo faktycznej nieobecności.
Ludzką ciekawość pobudza jednak nie tylko udokumentowany fotograficznie fakt niezwykły, także odbicie zwyczajnej codzienności – co pozwala sądzić, iż rzeczywistość ulega poprzez fotoreprodukcję emocjonalnemu wzmocnieniu. Sama fotografia jest bowiem ledwie impulsem, służącym do powołania w świadomości tej rzeczywistości, której w istocie na niej nie ma, a którą my sami na oglądany obraz rzutujemy. Stąd zapewne bierze się jej magiczna siła, stąd mistyczna obecność na niej osób i rzeczy, które faktycznie są nieobecne. Wszak nic innego jak owo Sartre'owskie wcielanie się oryginału w obraz czyni z fotografii tak doskonały substytut rzeczywistości. Substytut silniej działający na nas niż sama rzeczywistość. Znak zastąpił tu zatem nie tylko przedmiot, ale i sam stał się rzeczą.
Fotograficzne uniwersum, jakie obrazkowej cywilizacji nieodłącznie towarzyszy, doprowadziło w końcu do tego, że cała nasza zdolność przyswajania i przekazywania poszczególnych elementów wizualnej komunikacji sprowadza się do operowania zdjęciowymi fantomami. Staliśmy się ekranami nieustannie poddawanymi lawinowej projekcji fotofaktów, płynących z łamów prasy, monitorów tv, ekranów kinowych i ogłoszeniowych słupów. Mało tego, sami staliśmy się „przezroczystymi” wizerunkami znaczącymi i znaczonymi fotografią; ludźmi – środkami przekazu, a więc i ludźmi – przekazami.
(...)
Coraz więcej przykładów można znaleźć na to, że statyczne, realizowane dotąd według jednego z uświęconych tradycją wzorów dzieła powoli ustępują miejsca szeroko pojętym działaniom, że zatem – niezależnie od manipulowania poszczególnymi dziełami w trakcie działań – współcześnie rozumianymi dziełami stają się same działania. Mówiąc inaczej, miejsce fotografii statycznie defensywnej zajęła w ostatnich latach fotografia ekspansywna.
Przedstawiciele nowej generacji zrozumieli bowiem aż nadto wyraźnie, iż jedyną szansą ucieczki od artystowskiego estetyzmu galanteryjnej produkcji salonowych fotografów i akademickiej martwoty galeryjnych prezentacji jest ideowo-artystyczny radykalizm. (...)
(...)
Świadomy nawrót do elementarnych form komunikatu wizualnego, przy całkowitej rezygnacji z kreowania autonomicznej fotografii artystycznej z całą jej wyrafinowaną estetyką, sprowadził fotograficzne medium do roli atrakcyjnego dla artystów, gdyż powszechnie stosowanego i – co ważne – pojemnego przekaźnika-kanału. Pozwoliło to fotografii wprzęgniętej w służbę nowej sztuki, fotografii uwolnionej z funkcji dekoracyjnej i klasycznych zasad kompozycji, uczynić swą formę otwartą w sferze nowatorskich koncepcji. Fotograficzny obraz stał się dla wielu twórców nie ostatecznym celem, a środkiem jedynie, służącym już nie do realizacji mniej lub bardziej typowych ekspozycji, czy nawet aranżowania polizdjęciowych sfer, lecz do tworzenia – na różne sposoby kształtowanych – trwających w określonym czasie i rozgrywających się w dowolnie wybranej przestrzeni fotograficznych widowisk, w których pojedynczym zdjęciom powierzono zaledwie trzeciorzędne role, zaś na plan pierwszy wybite zostało – kreowane z ich pomocą – pokrewne sztuce widowiskowej zdarzenie.
Podejmując próbę usystematyzowania tego, co się aktualnie w tym względzie w sztuce fotograficznej godnego uwagi dzieje, należałoby przyjmowane przez fotografię różnorakie zadania, nie mieszczące się wszakże w jej klasycznej estetyce, bądź przyporządkować do nurtu „fotografii poza galerią”, bądź odnieść do „działań fotografią”. Zresztą tak jeden kierunek poszukiwań, jak i drugi, doskonale mieści się w tendencji, którą określiłem terminem „FOTOGRAFIA EKSPANSYWNA” (w pierwszym przypadku chodzi oczywiście o ekspansję na zewnątrz wystawowych salonów, w drugim – o wzbogacenie fotografii traktowanej jako przedmiot o element powodującego nią ruchu).
Bez wątpienia podstawowym sensem działań fotograficznych jest przeobrażanie postumentowych wystaw w formy prezentacji aktywne artystycznie, główną zaś ich wartością – ukazanie skutecznych sposobów docierania do widza, sposobów, które dopingują potencjalnie twórczą zbiorowość do grupowej aktywności. Tej, której nie jest w stanie wyzwolić już, skazane na nieustanną arbitralność, stałe przyjmowanie wielkich ilości ciągle nowych, choć faktycznie niewiele różniących się między sobą informacyjnych, propagandowych i reklamowych ikonicznych komunikatów. Ów proces podporządkowywania się zdjęciowemu mrowiu ułatwia i przyśpiesza fakt wyjątkowej sugestywności fotografii, która czyni z niej potęgę o tyle niebezpieczną, że powodującą zatracanie się u odbiorców zdolności do indywidualnych reakcji. Nic bowiem intensywniej od fotografii nie zagęszcza rzeczywistości, nic zachłanniej i natarczywiej nie pomnaża dokumentalnych wizerunków i subiektywnie kreowanych widoków, nic bardziej przekonująco nie tworzy nowych bytów, zatem już nawet nie kolejnych obrazów, a pewnych nieodparcie narzucających się modeli, funkcjonujących na zasadzie samoistnych wzorców, czyli tym samym pełnoprawnych elementów tworzących nasze otoczenie – środowisko zdominowane przez fotografię, wzbogacającą wprawdzie rzeczywistość, lecz równocześnie schematyzującą jej potoczny odbiór.

Jerzy Olek, Znaczący i znaczeni fotografią, „Nurt”, 8.1976 r.

All right reserved by Jerzy Olek | mapa strony